wtorek, 23 lipca 2013

INFO

Dziś, jutro i w piątek nie uda mi się niestety nic dodać :/
 Umówiłam się z paroma osobami, a w piątek urodziny mam, więc raczej nie spędzę ich przy komputerze :P
Mam nadzieję, że w sobotę, ew. w niedzielę dodam 3 rozdział :D
A do tego czasu będzie cisza na blogu c:
Trzymajcie się ~ :3

정민린 ~ 

poniedziałek, 22 lipca 2013

Rozdział 2 - Pierwszy dzień szkoły




     - Otwórzcie proszę podręczniki na stronie 7, zaczniemy dzisiaj pierwszy temat – Anatomia człowieka. Panie Jung, czy jest coś interesującego za tym oknem, że nie może pan przestać patrzeć w tamtą stronę?
     - O-o, ależ nie, po prostu się zamyśliłem, przepraszam.
Okazało się, że ja i Daehyun wybraliśmy ten sam kierunek – medycyna. Pierwszy dzień szkoły, a ten już nieźle zaczął. Ciekawe, czy się dobrze uczy. Ale z drugiej strony egzaminy do tej szkoły nie było najprostsze... Cóż, zobaczymy co czas przyniesie. Choć nie zdziwię się.... Nie, dobra, nie będę zapeszać. Każdemu mogło się to przytrafić, to jeszcze nic nie znaczy.
Pierwsza lekcja minęła dość spokojnie, bez większych atrakcji, nauczycielka mogłaby bardziej okazywać zainteresowanie i ciekawiej opowiadać, ale czego ja się mogę spodziewać po kobiecie, która mogłaby być moją prababcią.
Co jakiś czas zerkałam w stronę mojego współlokatora, chciałam sprawdzić, jak sobie daje radę i zauważyłam, że nawet notuje w tym swoim zeszycie. Może nie będzie tak źle, choć pierwsze wrażenie pani profesor na nim nie było najlepsze. Jak się będzie starał, to uda się mu złagodzić ten incydent, ona wygląda na taką, która lubi młodszych chłopców starających się o dobrą opinię. Jedno wiem na pewno – ja z nią nie będę mieć dobrych relacji.
Spojrzałam na mój plan lekcji i okazało się, że wszystkie lekcje mam razem z Daehyunem. Niby nic w tym dziwnego, w końcu ten sam kierunek, ale widziałam, że inni koledzy i koleżanki z naszego wydziału nie mają z nami wszystkich lekcji. Ale nie przeszkadza mi to, nawet się cieszę. Będę miała zawsze obok siebie kogoś, kogo znam. To zawsze jakoś dodaje otuchy.


                                                                            ~ ~ ~ ~

-Daehyun, chodź, idziemy na obiad, jest długa przerwa!
-Jasne, już lecę, skończę tylko notować dosłownie ostatnie słowo!
-No pośpiesz się zanim wszystko zjedzą! Szybko, szybko!
-Yah! Czekaj, nie tak szybko!
Ten człowiek sportowcem nie będzie. Droga z naszej poprzedniej sali na stołówkę ma może z 30 metrów, a on się zmęczył jakby biegł maraton. Muszę mu pomóc to zmienić, niech on się o to nie martwi.
-Ktoś nie ma kondycji, kolego.
-Jak to? Że ja? Oczywiście, że mam. Widzisz te ramiona?
Cóż, widać, że chłopak nie próżnuje. Pewnie chodzi na siłownię, widać efekty. Ale po co mu ramiona jak przebiec kilku metrów nie potrafi bez zmęczenia się. Przysięgam, ten człowiek wydaje się być nieświadomy paru rzeczy.
     - Ooo, no widzę. Ale skoro oboje jesteśmy na medycynie, to wytłumacz mi proszę, w jaki sposób wyćwiczone ramiona zastępują niewyćwiczone nogi i poprawiają kondycję? Bo ja nie widzę żadnego SENSOWNEGO wyjaśnienia.
     - No więc... bo widzisz... to właśnie ramiona....wiesz....
     - Taaak? Coś jeszcze?
     - No...tego.... dobra, nie. Co proponujesz?
     - Ja? Ależ nic specjalnego. W sumie to na razie nic.
     - No i po co zaczynałaś ten temat, no naprawdę....
Spodobało mi się dokuczanie mu. Robi całkiem zabawne miny. A pomysł na ćwiczenia to ja mam, bardzo dobry plan nawet. Wszystko będzie... z zaskoczenia. Nie będzie znał daty ani godziny, kiedy zmuszę go do wysiłku fizycznego.
     - Chodź jeść, sportowcu. Zamawiam sernik na deser!
     - Jak to? Ty też?!
     - Hm? Nie rozumiem.
     - Sernik. Lubisz?
     - Lubię? Zwariowałeś? Kocham!
     - Gdzie ty byłaś z tym sernikiem jak cię nie było. W końcu znalazłem drugiego sernikożercę! - w sumie to nie powiedział, ale wykrzyczał.
     - Trzeba to uczcić SERNIKIEM!
W odpowiedzi usłyszałam już tylko śmiech i ogromny uśmiech na twarzy mojego kolegi. Ale z jednym się zgodzę – teraz już mam towarzysza do sernikowych nocy. Już nikt mi nie będzie mówił „Fuu, jak ty to możesz jeść, to jest takie niedobre” ! Miałam dobry humor, ale teraz mam jeszcze lepszy. Dobra, koniec tych przemyśleń, obiad stygnie!


~ ~ ~ ~


Hmm, nigdy nie lubiłam obiadów ze szkolnych stołówek, ale muszę przyznać, że tutaj z głodu nie umrę. O wszystko zadbali. Są rzeczy dla wegetarian, wegan, bezglutenowo, bezcukrowo – wszystko, naprawdę wszystko jest. To jest aż niesamowite. W mojej podstawówce na obiad zawsze dostawałam jakąś miazgę z ziemniaków nakładaną ręką pani kucharki, jakąś mizerię i jakieś mięso. A fuj. Ale ok, to nie jest żaden poradnik kulinarny, nie będę się aż tak wypowiadać na ten temat. Trzeba lecieć szybko na ostatnią lekcję! Pierwszy dzień szkoły, nie mogę się nigdzie spóźnić.


~ ~ ~ ~


     - Witam wszystkich nowych uczniów. Nazywam się McRally i będę was uczyć matematyki. Oczekuję zgodnej współpracy i mam nadzieję, że wyciągniecie wiele informacji z naszych lekcji. Przygotujcie proszę zbiory zadań, zaczniemy od razu rozwiązywać zadania. Proszę bardzo ,panno...
Że ja? Ta linijka w moją stronę jest skierowana?
     - Moja koleżanka to Kim Marie, proszę pana.
Chyba za długo się zastanawiałam. Szybko popatrzyłam na Daehyuna wdzięcznym wzrokiem. W odpowiedzi dostałam tylko kiwnięcie głową i ruszyłam w stronę wielkiej, zielonej tablicy.
     - Dobrze więc, panno Kim. Proszę rozwiązać mi TO zadanie.
Wskazał mi jakieś długie równanie do rozwiązania, więc nie zwlekałam i się za nie zabrałam.
Nie zajęło mi to zbyt dużo czasu, nie było to jakieś trudne czy wymagające większych zdolności matematycznych.
     - Mogę już usiąść?
     - Tak, niech pani usiądzie, zaliczone.
Usiadłam z powrotem w ławce, jednak poczułam czyjś wzrok na sobie. Odwróciłam się i zobaczyłam uśmiechniętego Daehyuna trzymającego dwa kciuki w górze. Co on, przecież to nie było na nie wiadomo jakim poziomie. No trudno, też mu pokazałam gest „ok” i wróciłam do notowania dalszego przebiegu lekcji. Co jakiś czas odwracałam się w strone mojego kolegi z pokoju, ciekawa byłam czy notuje i rzeczywiście to robił. Często chyba się mylił w przepisywaniu z tablicy, bo co chwilę coś ścierał, poprawiał, no bez przerwy dosłownie. A tak właściwie, to czemu on pisze wszystko ołówkiem? Ja tam wolę pióro, o wiele wygodniejsze, ale przecież mu nie zabronię. Niech robi co chce, ja może popatrzę w moje kartki, hehe.
     - Psst, Marie! Marie! Odwróć się!
     - Hm? Co ? Kto?
     - Nie czekaj na mnie po lekcji, wrócę dzisiaj trochę później, muszę pójść dokupić kilka kliszy do aparatu,ok?
     - Aa, ok, spoko, nie ma sprawy. To zostawię drzwi otwarte do pokoju, na wszelki wypadek jakbym usnęła.
     - Ekhm. Panno Kim i jej kolego, co słychać?
     - Aaa, hehe, przepraszamy bardzo, to już się nie powtórzy.
     - Wierzę więc na słowo. Dobrze, drodzy państwo, to koniec dzisiejszej lekcji. Proszę zrobić kilka zadań, aby poćwiczyć. Do widzenia.
     - Do widzenia.... Daehyun! Zwariowałeś? Ty na siebie zwracaj uwagę jak chcesz, ale mnie w to mieszać nie musisz! Już miałam dobre pierwsze wrażenie, a przez Ciebie je sobie zniszczyłam!
     - Wyluzuj, jakie dobre wrażenie. Dziewczyno, to nie jest przedszkole. Liczą się umiejętności i Twój talent, a nie wiedza, którą da się wkuć i jakieś „wrażenia”. To zupełnie inny świat. Tutaj po prostu bądź sobą. O to chodzi. A teraz pozwolisz, że właśnie będę sobą i pójdę kupić te klisze.

No i zniknął mi sprzed oczu jak ninja. A mi cały czas bębnią w głowie jego słowa. Może on ma rację. Może wszystko odbieram zbyt poważnie. Ale ja potrzebuję czasu, żeby się w tym wszystkim odnaleźć. Może powinnam się przejść na spacer. Przemyśleć parę spraw.


                                                                          ~ ~ ~ ~


Tak, przechadzka po parku szkolnym i huśtawka to był mój najlepszy pomysł na jaki mogłam dzisiaj wpaść. Od razu się lepiej poczułam. Miałam czas na to, by słowa Daehyuna do mnie w końcu dotarły i chyba nawet trochę się udało. Zrozumiałam, dlaczego nie przejął się panią z lekcji porannej. I ja też przestałam przejmować się dzisiejszą lekcją matematyki.
Noo, może nie całkowicie, ale dopiero się uczę.
     - Umm, czy ta druga huśtawka jest wolna?
     - O matko! Umm, to znaczy, tak, jasne, jest wolna. Wybacz.
     - Aa, nie, to ja przepraszam, zapytałem tak nagle, trochę niespodziewanie. Wybacz, niefortunnie zacząłem tę rozmowę. Casper Smith , miło mi.
     - Oo, Kim Marie, mi również miło. Czy my przypadkiem nie mamy wspólnie lekcji matematyki?
     - Tak, tak, jak najbardziej. Hej, zapamiętałaś mnie! - dodał z uśmiechem.
     - Cóż, jak już byłam przy tej tablicy to skorzystałam z okazji i przyjrzałam się twarzom, z którymi spędzę następne kilka lat życia, hehe.
     - Słusznie, to zawsze pomaga. Takie „pierwsze wrażenie” może być przydatne w poźniejszych ocenach ludzi.
     - O nie, znowu pierwsze wrażenie... to mnie będzie prześladować... - wymamrotałam szeptem, by nie usłyszał – Taaaaak, zapewne tak jest... Cóż, bardzo miło mi było Cię poznać, Casper, ale muszę już lecieć, mój współlokator nie ma kluczy, więc wolę, żeby nie czekał. Do zobaczenia jutro!
     - Jasne, rozumiem, to do jutra!


Uff. Udało się, przeżyłam. To znaczy... Bardzo miły jest, ale czy nie jest to podejrzane? Podchodzi tak z nikąd, w ogóle się nie znaliśmy wcześniej, a zachowywał się jakbyśmy się przyjaźnili od dzieciństwa. Nie ze mną takie numery, o nie. Ja już to przerabiałam, nie chcę znowu...
Może po prostu pójdę już spać. Zostawię drzwi otwarte, Daehyun sobie poradzi.




                                                                        ~ ~ ~ ~


Jest i rozdział 2 :3 
Dziękuję za pierwszy komentarz na tym blogu! I to pozytywny! :D Bardzo mi miło się go czytało ~ 
Będę się starała, by wszystkie rozdziały były tej długości, ale zobaczę jak to wyjdzie. Czasami mam kilkadziesiąt pomysłów na opisanie tego, co mam w głowie, a czasami mam zero pomysłów, więc będzie różnie :///
Ok, to w sumie tyle :3
정민린 ~ 










niedziela, 21 lipca 2013

Rozdział 1 - Początek

      Chłodna, lipcowa noc. Siedzę w domu, otulona kocykiem i piję ciepłą, ulubioną zieloną herbatę. Staram się odpocząć, ostatni miesiąc był dla mnie niesamowicie wyczerpujący, ale również ważny. Ciężko pracowałam, by dzisiaj w południe napisać najważniejsze egzaminy w moim życiu. Od nich zależy mój dalszy tok edukacji. Jeżeli wystarczająco dobrze je napisałam, będę mogła wylecieć na studia do Ameryki. Wyrwę się z tej Warszawy, ucieknę od tych ludzi, ich mentalność i nastawienie do życia sprawia, że już dawno przestałam wierzyć w to, że w tym kraju da się coś osiągnąć. A szkoda, bo widzę dużo utalentowanych ludzi marnujących się, bo taki los. Wszystko jest "bo taki los". O co by się nie spytało, dostanie się taką odpowiedź. Mam tego dość. Chcę już wyjechać.


MIESIĄC PÓŹNIEJ




     - Marie! Wstań i zejdź na dół! List do Ciebie przyszedł!
List? Do mnie? Hmm, ciekawe.
     - Już idę, mamo , tylko się przebiorę!
Szybko zmieniłam piżamę na bluzkę i krótkie ogrodniczki, a nawet opłukałam twarz wodą, żeby się trochę obudzić.
     -No to gdzie ten list?
Spytałam z nutą podekscytowania w głosie.
     -Leży na stole, idź szybko przeczytaj. Mnie też on zaciekawił, rzadko dostajesz jakiekolwiek listy czy przesyłki!
Ehh, no tak, dzięki mamo za wypominanie, od razu czuję się lepiej.
No dobra, jest zalakowany na czerwono, kto w dzisiejszych czasach tak zamyka koperty. Jeszcze te inicjały, ULA. Co za Ula? Nie znam żadnej.
     - MAMO! PRZYJĘLI MNIE! NAPRAWDĘ! JADĘ DO STANÓW!
Żadna Ula. UNIVERSITY OF LOS ANGELES! To naprawdę się dzieje! Cała moja praca się opłacała.
      -Córcia, to cudownie! Leć szybko powiedz tacie, niech wie, że może być dumny!
Tata. Właśnie. Może w końcu powie coś więcej niż tylko "dobra robota, Marie".


~ ~ ~ ~


- *puk* *puk* Tato? Jesteś tam?
Nikt nie odpowiada. Cóż, najwyraźniej jeszcze śpi.
*skrzypanie otwieranych drzwi*
     - Co się stało, Marie?
     -O, cześć tato, wstałeś!
     - Jak widzisz. A cóż takiego się wydarzyło, że aż do mnie przychodzisz o takiej godzinie? - powiedział z lekkim uśmiechem, to dobrze znaczy.
     -No wiesz , bo przyszedł list z Uniwersytetu w LA.
     -Taaak? I co w związku z tym?
     -Pamiętasz, że miesiąc temu pisałam egzaminy, prawda? I że jeszcze wcześniej przed nimi dużo się uczyłam i ciężko pracowałam, prawda? Widzisz, więc.... opłacało się. Cała ta nauka i praca. Przyjęli mnie.
     -…..
     -Tato?
     -Czy to prawda? Naprawdę tak napisali?
     -No tak, mogę Ci nawet zacytować. „Dear Kim Marie, we're really glad tha....”
Nie dokończyłam. Nie byłam w stanie. Poczułam jak tata mnie mocno przytulił, nie mogłam złapać oddechu.
-Ermmm, tato... wiesz, chętnie bym tam pojechała ŻYWA...
-Ah, no tak, rzeczywiście, lepiej jechać tam za życia. Nawet nie wiesz jak się cieszę. Trzeba to będzie uczcić. Idę do sklepu po wino, szykuj z mamą dobre śniadanie! Na miarę najlepszego ucznia na świecie!

O rany, nigdy nie widziałam go w takim stanie. Chyba naprawdę cieszy się z mojego sukcesu. Aż nie mogę się przestać uśmiechać. Chyba nawet czuję jak mi z oczu spływa kilka łez szczęścia. Muszę się dzisiaj nacieszyć towarzystwem rodziców, w końcu jutro o 10 mam lot, a przylecę do domu dopiero na Wigilię. Ale na nauce czas będzie mi szybciej leciał, wszystko minie jak jeden dzień. A teraz czas szykować śniadanko! Zrobię nawet sernik pożegnalny, taki z prawdziwymi truskawkami!


PRZY ŚNIADANIU

     -To jak córcia, kiedy lecisz?
     -Jutro o 10 mam lot do Monachium, a stamtąd o 14 mam lot już prosto do Los Angeles. Od razu po śniadaniu pójdę się pakować.
     -Potrzebujesz czegoś ze sklepu? Kupić Ci coś?
     -Nie, mamo, dzięki. Na miejscu kupię wszystko, czego będę potrzebowała.

Rozmawialiśmy jeszcze przez jakiś czas, odpowiadałam im na pytania dotyczące nauki w USA, zapewniałam ich, że znajdę sobie znajomych i że dam sobie radę sama. Pierwszy raz od bardzo dawna tak miło spędziliśmy poranek. Niestety, musiałam wszystko zakończyć jednym zdaniem.

     -Dziękuję za śniadanie, muszę lecieć się pakować.

Wstawiłam brudne naczynia do zlewu i popędziłam do pokoju w wiadomym celu.


NASTĘPNEGO DNIA NA LOTNISKU


     -Pamiętaj, jak będzie zimniej, to załóż cieplejsze ubrania, żeby Cię mi tam nie owiało, żebyś nie zachorowała i żeby.....
     -Ależ kochanie, Marie na pewno wie, co robić w każdej sytuacji, nie musisz jej tutaj teraz całej księgi porad cytować.
     -Dzięki, tato. Wiem to wszystko. Tę wiedzę posiadam już od małego i nigdy nie zapomnę. Kocham was. 
     -My Ciebie też, słońce, my Ciebie też.

Mocno ich przytuliłam. Będę za nimi tęsknić, wiadomo, w końcu rodzina. Ale wizja siedzenia razem z nimi w domu i przejęcie biznesu po ojcu do mnie nie przemawia. Ja nawet nie wiem do końca co to za biznes. Muszę wyjechać.
Po pożegnaniu udałam się od razu na odprawę. Przeszłam przez wszystkie bramki i ustawiłam się w kolejce na pokład samolotu. 9:43 . Za 17 minut odlot. Za 17 minut początek mojej przygody.


~ ~ ~ ~

     -Dzieńdobry, ja jestem Kim Marie, przyszłam się zarejestrować.
     -Hmmm... o, już znalazłam. A więc, panno Kim, pani pokój ma numer 286, proszę klucze i życzę miłej nauki w naszym Uniwersytecie.
     -Dziękuję bardzo.

Wylądowałam. Żyję. Już nawet zarejestrowałam się na uczelni. Wszystko jest takie inne. Szczególnie ludzie. Jacyś tacy.... milsi? Tak, to dobre słowo. Milsi. Człowiekowi od razu chce się żyć wśród innych. Tak wracając do tematu uczelni... Chyba minęłam swój pokój...
No pewnie, że tak. Tutaj jest 294, trzeba zawrócić trochę. Dobra, już. Teraz się okaże, czy mam współlokatora...
     -Halo? Ha..ała! Yah, kto tak stawia walizki, że się prawie przewróciłam! Kim jesteś? Albo raczej, gdzie jesteś?
     -Oo, wybacz, zaraz je przestawię.
Wtedy moim oczom ukazał się dość przystojny chłopak. Zaraz... chłopak? Facet?! Co on tu robi?
     -Przepraszam, ale … czy nie pomyliłeś pokoi? 286, prawda?
     -Jak najbardziej, tak, 286. Coś nie tak?
     -Cóż, szczerze mówiąc, wydaję mi się, że to niemożliwe, aby w jednym pokoju mieszkała dziewczyna z chłopakiem.
     -Hm, mogę iść spytać czy to jakiś błąd. Zaraz wrócę.

I poszedł. Pierwszy dzień i już takie akcje. Ale w sumie podoba mi się. Nie będzie nudno. Ale na razie nie będę się rozpakowywać, może to mi dała zły pokój.


~ ~ ~ ~


     -Wszystko w porządku, to, że jesteśmy razem – tak ma być. Wybacz, to nie moja wina, starałem się to zmienić, ale nie ma już wolnych pokoi – powiedział ze smutkiem w oczach. Nie potrafię się na niego teraz zdenerwować.
     -Nie no, co ty, damy radę, nie gniewam się. Tak w ogóle, to Kim Marie, miło mi.
     -O, masz kogoś w rodzinie z Korei? Sądząc po nazwisku. Ja jestem Jung Daehyun, również mi miło.
     -Haha, tak, mój dziadek ze strony taty jest z Korei, to po nim mam nazwisko.
     -To powinnaś umieć trochę koreański?
     -Aaa, tylko trochę.
     -Oo, dobrze! Będziemy sobie ćwiczyć co jakiś czas, to ty sobie utrwalisz, a ja nie zapomnę.
     -OK! Ale nie oczekuj jakichś świetnych sformułowań z mojej strony, naprawdę kiepsko umiem ten język,ale za to bardzo dobrze mi idzie czytanie hangul-a.
     -No widzisz, idzie ku dobremu! A teraz... które łóżko wybierasz?
     -To pod oknem! Lubię, gdy mnie słońce rano budzi. Chyba, że ty...
     -Nie, nie, nie, co ty. Ja sobie dam radę na tym pod ścianą. Powieszę swoje zdjęcia i rysunki.
     -Twoje?!
     -Cóż... tak. To znaczy, ja jestem autorem tych zdjęć. To mnie odstresowuje. Ciągle mam przy sobie aparat, ołowek, zeszyt i ... szalik.
     -Szalik?
     -Dbam o gardło i głos. Nie może się z nimi nic stać!
     -Rozumiem. Ale... czemu?
     -Lubię śpiewać czysto po prostu, jakiekolwiek zafałszowania w moim wykonaniu – tego się staram unikać – powiedział, uśmiechając się przy tym. Przystojny jest.
     -Śpiewasz? Kiedyś zaśpiewamy w duecie!
Co ja mówię. Dlaczego takie rzeczy uciekają z moich ust.
          -Bardzo chętnie – powiedział tylko tyle i uśmiechnął się.
Ten Daehyun cały czas się śmieje. Ale to dobrze. Potrzebuję takiej osoby pogodnej w moim smutnym, szarym życiu. Potrzebuję takich zmian. Może zbyt szybko zaczynam lubić ludzi, ale... Jung Daehyun, cieszę się, że Cię poznałam




~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


Pierwszy rozdział już jest :D Jutro postaram się dodać drugi, ale zobaczę jak wyjdzie. Muszę znowu dostać ataku weny, keke. 
Co do wyglądu Marie - pozostawiam go dla waszej wyobraźni :3
Ańjo ~ 
정민린  ~ 

Annyeong :3

Ańjo :3
Więc tak sobie siedzę w pewne lipcowe popołudnie i napadło mnie coś dziwnego. Nie wiedziałam o co chodzi, więc wzięłam laptopa i zaczęłam pisać. Dostałam jakiegoś dziwnego ataku weny i postanowiłam, że zacznę prowadzić bloga z opowiadaniem! Będzie ono o Tobie (czytelnik) i Jung Daehyun'ie z B.A.P. - koreańskiego zespołu. Jest ono pisane w pierwszej osobie, więc może uda mi się pisać tak, żeby było w miarę realistycznie :3
O, właśnie!
Jeżeli jest coś na zielono - rozmowa jest w języku polskim
czerwono - w języku koreańskim
ten oryginalny  - język angielski.

Pod każdym rozdziałem będzie słowniczek z ewentualnym wytłumaczeniem słówek oznaczonymi gwiazdkami * :3

Chyba tyle na razie. Zapraszam do czytania!

Miło by było od czasu do czasu zobaczyć komentarze, czy to opowiadanie ma w ogóle sens bycia.

Teraz już naprawdę koniec :3

Miłego czytania!

정민린 ~