- Otwórzcie
proszę podręczniki na stronie 7, zaczniemy dzisiaj pierwszy temat –
Anatomia człowieka. Panie Jung, czy jest coś interesującego za
tym oknem, że nie może pan przestać patrzeć w tamtą stronę?
- O-o,
ależ nie, po prostu się zamyśliłem, przepraszam.
Okazało
się, że ja i Daehyun wybraliśmy ten sam kierunek – medycyna.
Pierwszy dzień szkoły, a ten już nieźle zaczął. Ciekawe, czy
się dobrze uczy. Ale z drugiej strony egzaminy do tej szkoły nie
było najprostsze... Cóż, zobaczymy co czas przyniesie. Choć nie
zdziwię się.... Nie, dobra, nie będę zapeszać. Każdemu mogło
się to przytrafić, to jeszcze nic nie znaczy.
Pierwsza
lekcja minęła dość spokojnie, bez większych atrakcji,
nauczycielka mogłaby bardziej okazywać zainteresowanie i ciekawiej
opowiadać, ale czego ja się mogę spodziewać po kobiecie, która
mogłaby być moją prababcią.
Co
jakiś czas zerkałam w stronę mojego współlokatora, chciałam
sprawdzić, jak sobie daje radę i zauważyłam, że nawet notuje w
tym swoim zeszycie. Może nie będzie tak źle, choć pierwsze
wrażenie pani profesor na nim nie było najlepsze. Jak się będzie
starał, to uda się mu złagodzić ten incydent, ona wygląda na
taką, która lubi młodszych chłopców starających się o dobrą
opinię. Jedno wiem na pewno – ja z nią nie będę mieć dobrych
relacji.
Spojrzałam
na mój plan lekcji i okazało się, że wszystkie lekcje mam razem z
Daehyunem. Niby nic w tym dziwnego, w końcu ten sam kierunek, ale
widziałam, że inni koledzy i koleżanki z naszego wydziału nie
mają z nami wszystkich lekcji. Ale nie przeszkadza mi to, nawet się
cieszę. Będę miała zawsze obok siebie kogoś, kogo znam. To
zawsze jakoś dodaje otuchy.
~
~ ~ ~
-Daehyun,
chodź, idziemy na obiad, jest długa przerwa!
-Jasne,
już lecę, skończę tylko notować dosłownie ostatnie słowo!
-No
pośpiesz się zanim wszystko zjedzą! Szybko, szybko!
-Yah!
Czekaj, nie tak szybko!
Ten
człowiek sportowcem nie będzie. Droga z naszej poprzedniej sali na
stołówkę ma może z 30 metrów, a on się zmęczył jakby biegł
maraton. Muszę mu pomóc to zmienić, niech on się o to nie martwi.
-Ktoś
nie ma kondycji, kolego.
-Jak
to? Że ja? Oczywiście, że mam. Widzisz te ramiona?
Cóż,
widać, że chłopak nie próżnuje. Pewnie chodzi na siłownię,
widać efekty. Ale po co mu ramiona jak przebiec kilku metrów nie
potrafi bez zmęczenia się. Przysięgam, ten człowiek wydaje się
być nieświadomy paru rzeczy.
- Ooo,
no widzę. Ale skoro oboje jesteśmy na medycynie, to wytłumacz mi
proszę, w jaki sposób wyćwiczone ramiona zastępują
niewyćwiczone nogi i poprawiają kondycję? Bo ja nie widzę
żadnego SENSOWNEGO wyjaśnienia.
- No
więc... bo widzisz... to właśnie ramiona....wiesz....
- Taaak?
Coś jeszcze?
- No...tego....
dobra, nie. Co proponujesz?
- Ja?
Ależ nic specjalnego. W sumie to na razie nic.
- No
i po co zaczynałaś ten temat, no naprawdę....
Spodobało
mi się dokuczanie mu. Robi całkiem zabawne miny. A pomysł na
ćwiczenia to ja mam, bardzo dobry plan nawet. Wszystko będzie... z
zaskoczenia. Nie będzie znał daty ani godziny, kiedy zmuszę go do
wysiłku fizycznego.
- Chodź
jeść, sportowcu. Zamawiam sernik na deser!
- Jak
to? Ty też?!
- Hm?
Nie rozumiem.
- Sernik.
Lubisz?
- Lubię?
Zwariowałeś? Kocham!
- Gdzie
ty byłaś z tym sernikiem jak cię nie było. W końcu znalazłem
drugiego sernikożercę! - w sumie to nie powiedział, ale
wykrzyczał.
- Trzeba
to uczcić SERNIKIEM!
W
odpowiedzi usłyszałam już tylko śmiech i ogromny uśmiech na
twarzy mojego kolegi. Ale z jednym się zgodzę – teraz już mam
towarzysza do sernikowych nocy. Już nikt mi nie będzie mówił
„Fuu, jak ty to możesz jeść, to jest takie niedobre” ! Miałam
dobry humor, ale teraz mam jeszcze lepszy. Dobra, koniec tych
przemyśleń, obiad stygnie!
~
~ ~ ~
Hmm,
nigdy nie lubiłam obiadów ze szkolnych stołówek, ale muszę
przyznać, że tutaj z głodu nie umrę. O wszystko zadbali. Są
rzeczy dla wegetarian, wegan, bezglutenowo, bezcukrowo – wszystko,
naprawdę wszystko jest. To jest aż niesamowite. W mojej podstawówce
na obiad zawsze dostawałam jakąś miazgę z ziemniaków nakładaną
ręką pani kucharki, jakąś mizerię i jakieś mięso. A fuj. Ale
ok, to nie jest żaden poradnik kulinarny, nie będę się aż tak
wypowiadać na ten temat. Trzeba lecieć szybko na ostatnią lekcję!
Pierwszy dzień szkoły, nie mogę się nigdzie spóźnić.
~
~ ~ ~
- Witam
wszystkich nowych uczniów. Nazywam się McRally i będę was uczyć
matematyki. Oczekuję zgodnej współpracy i mam nadzieję, że
wyciągniecie wiele informacji z naszych lekcji. Przygotujcie
proszę zbiory zadań, zaczniemy od razu rozwiązywać zadania.
Proszę bardzo ,panno...
Że
ja? Ta linijka w moją stronę jest skierowana?
- Moja
koleżanka to Kim Marie, proszę pana.
Chyba
za długo się zastanawiałam. Szybko popatrzyłam na Daehyuna
wdzięcznym wzrokiem. W odpowiedzi dostałam tylko kiwnięcie głową
i ruszyłam w stronę wielkiej, zielonej tablicy.
- Dobrze
więc, panno Kim. Proszę rozwiązać mi TO zadanie.
Wskazał
mi jakieś długie równanie do rozwiązania, więc nie zwlekałam i
się za nie zabrałam.
Nie
zajęło mi to zbyt dużo czasu, nie było to jakieś trudne czy
wymagające większych zdolności matematycznych.
-
Mogę już usiąść?
- Tak,
niech pani usiądzie, zaliczone.
Usiadłam
z powrotem w ławce, jednak poczułam czyjś wzrok na sobie.
Odwróciłam się i zobaczyłam uśmiechniętego Daehyuna
trzymającego dwa kciuki w górze. Co on, przecież to nie było na
nie wiadomo jakim poziomie. No trudno, też mu pokazałam gest „ok”
i wróciłam do notowania dalszego przebiegu lekcji. Co jakiś czas
odwracałam się w strone mojego kolegi z pokoju, ciekawa byłam czy
notuje i rzeczywiście to robił. Często chyba się mylił w
przepisywaniu z tablicy, bo co chwilę coś ścierał, poprawiał, no
bez przerwy dosłownie. A tak właściwie, to czemu on pisze wszystko
ołówkiem? Ja tam wolę pióro, o wiele wygodniejsze, ale przecież
mu nie zabronię. Niech robi co chce, ja może popatrzę w moje
kartki, hehe.
- Psst,
Marie! Marie! Odwróć się!
- Hm?
Co ? Kto?
- Nie
czekaj na mnie po lekcji, wrócę dzisiaj trochę później, muszę
pójść dokupić kilka kliszy do aparatu,ok?
- Aa,
ok, spoko, nie ma sprawy. To zostawię drzwi otwarte do pokoju, na
wszelki wypadek jakbym usnęła.
- Ekhm.
Panno Kim i jej kolego, co słychać?
- Aaa,
hehe, przepraszamy bardzo, to już się nie powtórzy.
- Wierzę
więc na słowo. Dobrze, drodzy państwo, to koniec dzisiejszej
lekcji. Proszę zrobić kilka zadań, aby poćwiczyć. Do widzenia.
- Do
widzenia.... Daehyun! Zwariowałeś? Ty na siebie zwracaj uwagę
jak chcesz, ale mnie w to mieszać nie musisz! Już miałam dobre
pierwsze wrażenie, a przez Ciebie je sobie zniszczyłam!
- Wyluzuj,
jakie dobre wrażenie. Dziewczyno, to nie jest przedszkole. Liczą
się umiejętności i Twój talent, a nie wiedza, którą da się
wkuć i jakieś „wrażenia”. To zupełnie inny świat. Tutaj po
prostu bądź sobą. O to chodzi. A teraz pozwolisz, że właśnie
będę sobą i pójdę kupić te klisze.
No
i zniknął mi sprzed oczu jak ninja. A mi cały czas bębnią w
głowie jego słowa. Może on ma rację. Może wszystko odbieram zbyt
poważnie. Ale ja potrzebuję czasu, żeby się w tym wszystkim
odnaleźć. Może powinnam się przejść na spacer. Przemyśleć
parę spraw.
~
~ ~ ~
Tak,
przechadzka po parku szkolnym i huśtawka to był mój najlepszy
pomysł na jaki mogłam dzisiaj wpaść. Od razu się lepiej
poczułam. Miałam czas na to, by słowa Daehyuna do mnie w końcu
dotarły i chyba nawet trochę się udało. Zrozumiałam, dlaczego
nie przejął się panią z lekcji porannej. I ja też przestałam
przejmować się dzisiejszą lekcją matematyki.
Noo,
może nie całkowicie, ale dopiero się uczę.
- Umm,
czy ta druga huśtawka jest wolna?
- O
matko! Umm, to znaczy, tak, jasne, jest wolna. Wybacz.
- Aa,
nie, to ja przepraszam, zapytałem tak nagle, trochę
niespodziewanie. Wybacz, niefortunnie zacząłem tę rozmowę.
Casper Smith , miło mi.
- Oo,
Kim Marie, mi również miło. Czy my przypadkiem nie mamy wspólnie
lekcji matematyki?
- Tak,
tak, jak najbardziej. Hej, zapamiętałaś mnie! - dodał z
uśmiechem.
- Cóż,
jak już byłam przy tej tablicy to skorzystałam z okazji i
przyjrzałam się twarzom, z którymi spędzę następne kilka lat
życia, hehe.
- Słusznie,
to zawsze pomaga. Takie „pierwsze wrażenie” może być
przydatne w poźniejszych ocenach ludzi.
- O
nie, znowu pierwsze wrażenie... to mnie będzie prześladować...
- wymamrotałam szeptem, by nie usłyszał – Taaaaak, zapewne tak
jest... Cóż, bardzo miło mi było Cię poznać, Casper, ale
muszę już lecieć, mój współlokator nie ma kluczy, więc wolę,
żeby nie czekał. Do zobaczenia jutro!
- Jasne,
rozumiem, to do jutra!
Uff.
Udało się, przeżyłam. To znaczy... Bardzo miły jest, ale czy nie
jest to podejrzane? Podchodzi tak z nikąd, w ogóle się nie
znaliśmy wcześniej, a zachowywał się jakbyśmy się przyjaźnili
od dzieciństwa. Nie ze mną takie numery, o nie. Ja już to
przerabiałam, nie chcę znowu...
Może
po prostu pójdę już spać. Zostawię drzwi otwarte, Daehyun sobie
poradzi.
~
~ ~ ~
Jest i rozdział 2 :3
Dziękuję za pierwszy komentarz na tym blogu! I to pozytywny! :D Bardzo mi miło się go czytało ~
Będę się starała, by wszystkie rozdziały były tej długości, ale zobaczę jak to wyjdzie. Czasami mam kilkadziesiąt pomysłów na opisanie tego, co mam w głowie, a czasami mam zero pomysłów, więc będzie różnie :///
Ok, to w sumie tyle :3
정민린 ~
No, no, coraz ciekawiej, akcja się rozkręca :D Zaintrygował mnie ten Casper, coś czuję, że to nie jest zwykła postać epizodyczna :p
OdpowiedzUsuńMniam, aż zachciało mi się sernika XD Daeś, poczęstuj!
Czekam na next!
HWAITING! ^3^