poniedziałek, 22 lipca 2013

Rozdział 2 - Pierwszy dzień szkoły




     - Otwórzcie proszę podręczniki na stronie 7, zaczniemy dzisiaj pierwszy temat – Anatomia człowieka. Panie Jung, czy jest coś interesującego za tym oknem, że nie może pan przestać patrzeć w tamtą stronę?
     - O-o, ależ nie, po prostu się zamyśliłem, przepraszam.
Okazało się, że ja i Daehyun wybraliśmy ten sam kierunek – medycyna. Pierwszy dzień szkoły, a ten już nieźle zaczął. Ciekawe, czy się dobrze uczy. Ale z drugiej strony egzaminy do tej szkoły nie było najprostsze... Cóż, zobaczymy co czas przyniesie. Choć nie zdziwię się.... Nie, dobra, nie będę zapeszać. Każdemu mogło się to przytrafić, to jeszcze nic nie znaczy.
Pierwsza lekcja minęła dość spokojnie, bez większych atrakcji, nauczycielka mogłaby bardziej okazywać zainteresowanie i ciekawiej opowiadać, ale czego ja się mogę spodziewać po kobiecie, która mogłaby być moją prababcią.
Co jakiś czas zerkałam w stronę mojego współlokatora, chciałam sprawdzić, jak sobie daje radę i zauważyłam, że nawet notuje w tym swoim zeszycie. Może nie będzie tak źle, choć pierwsze wrażenie pani profesor na nim nie było najlepsze. Jak się będzie starał, to uda się mu złagodzić ten incydent, ona wygląda na taką, która lubi młodszych chłopców starających się o dobrą opinię. Jedno wiem na pewno – ja z nią nie będę mieć dobrych relacji.
Spojrzałam na mój plan lekcji i okazało się, że wszystkie lekcje mam razem z Daehyunem. Niby nic w tym dziwnego, w końcu ten sam kierunek, ale widziałam, że inni koledzy i koleżanki z naszego wydziału nie mają z nami wszystkich lekcji. Ale nie przeszkadza mi to, nawet się cieszę. Będę miała zawsze obok siebie kogoś, kogo znam. To zawsze jakoś dodaje otuchy.


                                                                            ~ ~ ~ ~

-Daehyun, chodź, idziemy na obiad, jest długa przerwa!
-Jasne, już lecę, skończę tylko notować dosłownie ostatnie słowo!
-No pośpiesz się zanim wszystko zjedzą! Szybko, szybko!
-Yah! Czekaj, nie tak szybko!
Ten człowiek sportowcem nie będzie. Droga z naszej poprzedniej sali na stołówkę ma może z 30 metrów, a on się zmęczył jakby biegł maraton. Muszę mu pomóc to zmienić, niech on się o to nie martwi.
-Ktoś nie ma kondycji, kolego.
-Jak to? Że ja? Oczywiście, że mam. Widzisz te ramiona?
Cóż, widać, że chłopak nie próżnuje. Pewnie chodzi na siłownię, widać efekty. Ale po co mu ramiona jak przebiec kilku metrów nie potrafi bez zmęczenia się. Przysięgam, ten człowiek wydaje się być nieświadomy paru rzeczy.
     - Ooo, no widzę. Ale skoro oboje jesteśmy na medycynie, to wytłumacz mi proszę, w jaki sposób wyćwiczone ramiona zastępują niewyćwiczone nogi i poprawiają kondycję? Bo ja nie widzę żadnego SENSOWNEGO wyjaśnienia.
     - No więc... bo widzisz... to właśnie ramiona....wiesz....
     - Taaak? Coś jeszcze?
     - No...tego.... dobra, nie. Co proponujesz?
     - Ja? Ależ nic specjalnego. W sumie to na razie nic.
     - No i po co zaczynałaś ten temat, no naprawdę....
Spodobało mi się dokuczanie mu. Robi całkiem zabawne miny. A pomysł na ćwiczenia to ja mam, bardzo dobry plan nawet. Wszystko będzie... z zaskoczenia. Nie będzie znał daty ani godziny, kiedy zmuszę go do wysiłku fizycznego.
     - Chodź jeść, sportowcu. Zamawiam sernik na deser!
     - Jak to? Ty też?!
     - Hm? Nie rozumiem.
     - Sernik. Lubisz?
     - Lubię? Zwariowałeś? Kocham!
     - Gdzie ty byłaś z tym sernikiem jak cię nie było. W końcu znalazłem drugiego sernikożercę! - w sumie to nie powiedział, ale wykrzyczał.
     - Trzeba to uczcić SERNIKIEM!
W odpowiedzi usłyszałam już tylko śmiech i ogromny uśmiech na twarzy mojego kolegi. Ale z jednym się zgodzę – teraz już mam towarzysza do sernikowych nocy. Już nikt mi nie będzie mówił „Fuu, jak ty to możesz jeść, to jest takie niedobre” ! Miałam dobry humor, ale teraz mam jeszcze lepszy. Dobra, koniec tych przemyśleń, obiad stygnie!


~ ~ ~ ~


Hmm, nigdy nie lubiłam obiadów ze szkolnych stołówek, ale muszę przyznać, że tutaj z głodu nie umrę. O wszystko zadbali. Są rzeczy dla wegetarian, wegan, bezglutenowo, bezcukrowo – wszystko, naprawdę wszystko jest. To jest aż niesamowite. W mojej podstawówce na obiad zawsze dostawałam jakąś miazgę z ziemniaków nakładaną ręką pani kucharki, jakąś mizerię i jakieś mięso. A fuj. Ale ok, to nie jest żaden poradnik kulinarny, nie będę się aż tak wypowiadać na ten temat. Trzeba lecieć szybko na ostatnią lekcję! Pierwszy dzień szkoły, nie mogę się nigdzie spóźnić.


~ ~ ~ ~


     - Witam wszystkich nowych uczniów. Nazywam się McRally i będę was uczyć matematyki. Oczekuję zgodnej współpracy i mam nadzieję, że wyciągniecie wiele informacji z naszych lekcji. Przygotujcie proszę zbiory zadań, zaczniemy od razu rozwiązywać zadania. Proszę bardzo ,panno...
Że ja? Ta linijka w moją stronę jest skierowana?
     - Moja koleżanka to Kim Marie, proszę pana.
Chyba za długo się zastanawiałam. Szybko popatrzyłam na Daehyuna wdzięcznym wzrokiem. W odpowiedzi dostałam tylko kiwnięcie głową i ruszyłam w stronę wielkiej, zielonej tablicy.
     - Dobrze więc, panno Kim. Proszę rozwiązać mi TO zadanie.
Wskazał mi jakieś długie równanie do rozwiązania, więc nie zwlekałam i się za nie zabrałam.
Nie zajęło mi to zbyt dużo czasu, nie było to jakieś trudne czy wymagające większych zdolności matematycznych.
     - Mogę już usiąść?
     - Tak, niech pani usiądzie, zaliczone.
Usiadłam z powrotem w ławce, jednak poczułam czyjś wzrok na sobie. Odwróciłam się i zobaczyłam uśmiechniętego Daehyuna trzymającego dwa kciuki w górze. Co on, przecież to nie było na nie wiadomo jakim poziomie. No trudno, też mu pokazałam gest „ok” i wróciłam do notowania dalszego przebiegu lekcji. Co jakiś czas odwracałam się w strone mojego kolegi z pokoju, ciekawa byłam czy notuje i rzeczywiście to robił. Często chyba się mylił w przepisywaniu z tablicy, bo co chwilę coś ścierał, poprawiał, no bez przerwy dosłownie. A tak właściwie, to czemu on pisze wszystko ołówkiem? Ja tam wolę pióro, o wiele wygodniejsze, ale przecież mu nie zabronię. Niech robi co chce, ja może popatrzę w moje kartki, hehe.
     - Psst, Marie! Marie! Odwróć się!
     - Hm? Co ? Kto?
     - Nie czekaj na mnie po lekcji, wrócę dzisiaj trochę później, muszę pójść dokupić kilka kliszy do aparatu,ok?
     - Aa, ok, spoko, nie ma sprawy. To zostawię drzwi otwarte do pokoju, na wszelki wypadek jakbym usnęła.
     - Ekhm. Panno Kim i jej kolego, co słychać?
     - Aaa, hehe, przepraszamy bardzo, to już się nie powtórzy.
     - Wierzę więc na słowo. Dobrze, drodzy państwo, to koniec dzisiejszej lekcji. Proszę zrobić kilka zadań, aby poćwiczyć. Do widzenia.
     - Do widzenia.... Daehyun! Zwariowałeś? Ty na siebie zwracaj uwagę jak chcesz, ale mnie w to mieszać nie musisz! Już miałam dobre pierwsze wrażenie, a przez Ciebie je sobie zniszczyłam!
     - Wyluzuj, jakie dobre wrażenie. Dziewczyno, to nie jest przedszkole. Liczą się umiejętności i Twój talent, a nie wiedza, którą da się wkuć i jakieś „wrażenia”. To zupełnie inny świat. Tutaj po prostu bądź sobą. O to chodzi. A teraz pozwolisz, że właśnie będę sobą i pójdę kupić te klisze.

No i zniknął mi sprzed oczu jak ninja. A mi cały czas bębnią w głowie jego słowa. Może on ma rację. Może wszystko odbieram zbyt poważnie. Ale ja potrzebuję czasu, żeby się w tym wszystkim odnaleźć. Może powinnam się przejść na spacer. Przemyśleć parę spraw.


                                                                          ~ ~ ~ ~


Tak, przechadzka po parku szkolnym i huśtawka to był mój najlepszy pomysł na jaki mogłam dzisiaj wpaść. Od razu się lepiej poczułam. Miałam czas na to, by słowa Daehyuna do mnie w końcu dotarły i chyba nawet trochę się udało. Zrozumiałam, dlaczego nie przejął się panią z lekcji porannej. I ja też przestałam przejmować się dzisiejszą lekcją matematyki.
Noo, może nie całkowicie, ale dopiero się uczę.
     - Umm, czy ta druga huśtawka jest wolna?
     - O matko! Umm, to znaczy, tak, jasne, jest wolna. Wybacz.
     - Aa, nie, to ja przepraszam, zapytałem tak nagle, trochę niespodziewanie. Wybacz, niefortunnie zacząłem tę rozmowę. Casper Smith , miło mi.
     - Oo, Kim Marie, mi również miło. Czy my przypadkiem nie mamy wspólnie lekcji matematyki?
     - Tak, tak, jak najbardziej. Hej, zapamiętałaś mnie! - dodał z uśmiechem.
     - Cóż, jak już byłam przy tej tablicy to skorzystałam z okazji i przyjrzałam się twarzom, z którymi spędzę następne kilka lat życia, hehe.
     - Słusznie, to zawsze pomaga. Takie „pierwsze wrażenie” może być przydatne w poźniejszych ocenach ludzi.
     - O nie, znowu pierwsze wrażenie... to mnie będzie prześladować... - wymamrotałam szeptem, by nie usłyszał – Taaaaak, zapewne tak jest... Cóż, bardzo miło mi było Cię poznać, Casper, ale muszę już lecieć, mój współlokator nie ma kluczy, więc wolę, żeby nie czekał. Do zobaczenia jutro!
     - Jasne, rozumiem, to do jutra!


Uff. Udało się, przeżyłam. To znaczy... Bardzo miły jest, ale czy nie jest to podejrzane? Podchodzi tak z nikąd, w ogóle się nie znaliśmy wcześniej, a zachowywał się jakbyśmy się przyjaźnili od dzieciństwa. Nie ze mną takie numery, o nie. Ja już to przerabiałam, nie chcę znowu...
Może po prostu pójdę już spać. Zostawię drzwi otwarte, Daehyun sobie poradzi.




                                                                        ~ ~ ~ ~


Jest i rozdział 2 :3 
Dziękuję za pierwszy komentarz na tym blogu! I to pozytywny! :D Bardzo mi miło się go czytało ~ 
Będę się starała, by wszystkie rozdziały były tej długości, ale zobaczę jak to wyjdzie. Czasami mam kilkadziesiąt pomysłów na opisanie tego, co mam w głowie, a czasami mam zero pomysłów, więc będzie różnie :///
Ok, to w sumie tyle :3
정민린 ~ 










1 komentarz:

  1. No, no, coraz ciekawiej, akcja się rozkręca :D Zaintrygował mnie ten Casper, coś czuję, że to nie jest zwykła postać epizodyczna :p
    Mniam, aż zachciało mi się sernika XD Daeś, poczęstuj!
    Czekam na next!
    HWAITING! ^3^

    OdpowiedzUsuń